wtorek, 21 maja 2013

Może

Czwarta nad ranem, ale to wciąż nie pora. 
Czekam. 
Oczekuję chwili, w której wyklujesz się na moim horyzoncie. Podbrzusze drży, mam gęsią skórkę, oczy rozbiegane, usta niespokojne.  Ze strachu się jąkam. Nie wiem jak Cię przywitam. Czy nieśmiało jak każdy nowy dzień, czy z utęsknieniem i ulgą jak sen. A może namiętnie jak Miłość? Może zachłannie jak uśmiech. Może obojętnie jak kiedyś. Może po cichu, w myślach? A może spadnę rzęsistym deszczem na Twoje ramię. 
Nie wiem. Może.

Mówię, że nie mogę znieść śmierci, ale Ty tak pięknie

Zabijasz mnie. Gryz po gryzie. Posyp mnie solą, skupię się na innym bólu.
Jakoś to pusto już. Brzmi. Że mnie zabijasz.
Z akcentem na dobrą sylabę, przyzwyczailiśmy się.